
Drugie spotkanie Miłośników Północy za nami. W miniony weekend, 6-7 kwietnia, Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku gościło nie tylko wielu pasjonatów krajów nordyckich i jak to się pięknie dziś określa influencerów ;), ale także wybitnych osobistości, badaczy, pisarzy, muzyków.
Z Nordic Talking wróciliśmy w tym roku krótko mówiąc porządnie „przestymulowani” i musiało upłynąć kilka dni, żebym zdołała zebrać myśli i napisać kilka słów na temat minionego weekendu.
Początek naszego pobytu w Trójmieście był umiarkowanie spokojny, bo dzięki wydłużeniu nieco pobytu znaleźliśmy czas na wycieczkę do Orłowa, gdzie zaskoczyło nas pozytywnie wszystko – molo, plaża, Klif Orłowski i Rezerwat Kępa Redłowska. Pogoda trafiła nam się wymarzona, więc podczas spacer brzegiem plaży do centrum Gdyni nadrobiliśmy zapasy witaminy D. Po zobaczeniu Błyskawicy i Daru Pomorza, udaliśmy się z powrotem do Gdańska włócząc się ulicami starówki i nadrabiając zaległości kulinarne w postaci wizyty w barze mlecznym i kawiarni, gdzie objedliśmy się pierogami i sernikiem uświadamiając sobie przy okazji, że im dłużej nie mieszkamy w Polsce tym częściej tęskno nam za ulubionymi smakami.
Pozostałe dwa dni spędzone w Gdańsku upłynęły nam ekspresowo w głównej mierze na uczestniczeniu w festiwalowych atrakcjach – spotkaniach, prezentacjach, warsztatach językowych i kulinarnych. Podobnie jak rok temu, Organizatorki (na czele z Magdą z Trolltunga i Aldoną z poFIKAsz?) miały ręce pełne roboty, ale sprostały wyzwaniu i za to należą się ogromne brawa. Prawdę mówiąc grafik był napięty aż nadto, gdyż nie raz zmuszeni byliśmy z żalem z czegoś zrezygnować – na przykład z przygotowania i jedzenia surströmminga, aczkolwiek liczymy na to, że jeszcze kiedyś uda nam się skosztować szwedzkiego kiszonego śledzika…
Festiwal rozpoczęliśmy od obejrzenia inscenizacji walki znakomitej grupy Nordelag i wysłuchania fascynujących opowieści o życiu ludów zamieszkujących obszar brzegów Morza Bałtyckiego w epoce wikingów. Dzięki licznym spotkaniom takim jak na przykład to z Maciejem Benczem (farerskiekadry.pl) mogliśmy momentalnie przenieść się w podróż w ulubione zakątki na Północy, a podczas językowych warsztatów liznąć podstaw farerskiego. Z przyjemnością wysłuchaliśmy opinii dr hab. Jakuba Morawca nt. Jednego z naszych ulubionych seriali – Wikingowie, a od Jacka Grodka dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek związanych z islandzkimi sagami. Podczas rozmowy (między prezentacjami) z Agnieszką (blogvigdis.wordpress.com) i Oddem mogliśmy wysłuchać kilku przezabawnych historii o tym, jak wygląda życie Norwega w jednym z polskich miast. Na warsztatach Aleksandry (finskiesmaki.blogspot.com) przypomnieliśmy sobie smak ulubionych fińskich specjałów i nareszcie mogliśmy zobaczyć, jak przygotowuje się pyszne pierożki karelskie. Lara Gessler zaprezentowała nam gotowanie w wersji LAGOM – inspirowane szwedzką kuchnią. Z niektórych spotkań wcale nie mieliśmy ochoty wychodzić jak chociażby tego z Piotrkiem i Bereniką (icestory.pl), gdyż tak ciekawie opowiadali o swojej najnowszej ksiażce. Sobotnie prezentacje zwieńczył bardzo ciekawy film opowiadający o podróży szlakiem Szwedzkiego Układu Słonecznego i spotkaniu z Jonną Jinton, a cały festiwal zakończyło spotkanie z Mariuszem Wolskim (mylifechallenge.net) i pokaz filmu “Islandia rowerem w zimę pod wiatr. 1500 km podróży w emocje.” Pełna emocji, szczera i wzruszająca opowieść Mariusza o przełamywaniu życiowych wątpliwości i barier sprawiła, że długo po zakończeniu festiwalu nie mogliśmy dojść do siebie.
Najwięcej emocji dostarczyły nam jednakże spotkania w festiwalowych kuluarach – zarówno te wieczorne, jak i przy porannej kawie. Nie raz płakaliśmy, czasem ze śmiechu, a czasem ze wzruszenia. To wszystko wzięte razem sprawiło, że wróciliśmy do Oslo z nowym pokładem północnych inspiracji, ale przede wszystkim zmotywowani do walki o własne cele i marzenia pomimo tego, że jak to w życiu bywa, czasami trzeba mieć odwagę, parafrazując tytuł wspomnianego filmu Mariusza Wolskiego, podążać Pod Wiatr.