
Bolonia po raz trzeci. Bez żadnych ambitnych planów czy wyszukanych pomysłów. Bez pośpiechu i bez stresu. Bez budzika i na luzie.
Nasze plan zakładał, że wyskoczymy na tydzień do miejsca, które już obce nam nie jest, gdzie dobrze się czujemy i gdzie spędziliśmy kilka miłych chwil. Takie podejście zaowocowało kolejnymi kilometrami spacerów pod arkadami, odkrywaniem na nowo zaułków już nam wcześniej – wydawać się mogło – znanych jak i zupełnie nowych, pominiętych podczas poprzednich „przedłużonych weekendów”. No i najważniejsze, pośród tych odkryć znalazły się też te kulinarne.
Oczywiście brak szczegółowego planu nie oznaczał, że nie mieliśmy zupełnie pomysłów na zagospodarowanie czasu…
Przede wszystkim – jako miłośnicy pizzy – postanowiliśmy w miarę możliwości stworzyć sobie własny, jak najbardziej subiektywny ranking miejsc, gdzie w Bolonii można zjeść to tradycyjne danie. Ostatecznie tych testów nie było aż tak wiele, ale wystarczyło, aby przekonać się do dwóch zupełnie niepozornych miejsc. Dlaczego niepozornych? Bowiem, nie są to żadne restauracje, tylko małe lokale, którym bliżej do małych ulicznych barów czy fastfoodów. Pierwszy z nich w zasadzie działa nawet na takiej zasadzie gdyż jest to tania, miejscowa „sieciówka” czyli PizzAltero. Próbowaliśmy kawałków pizzy w ich wykonaniu kilka razy, pierwszy był – przyznaję – bez wyrazu. Pozostałe zapewniły już niezłą satysfakcję kubkom smakowym. Ale półkę wyżej umieściłabym kolejny mały lokal jakim jest Pizzartist.
Jeśli chodzi o bolońską gastronomię to jednak największym pozytywnym zaskoczeniem okazał się pewien również niepozorny lokal specjalizujący się w rozmaitych pastach. Dania, jakich spróbowałam w Pasta Fresca Naldi (di Naldi Valeria) to mój makaronowy ideał, a wszystko podane jest tam w domowej, przesympatycznej atmosferze dzięki kucharce i właścicielce tego wyjątkowego miejsca. O bolońskich specjałach makaronowych z pewnością jeszcze napiszę.
Innym nowym dla mnie miejscem okazał się targ Mercato delle erbe (www.mercatodelleerbe.it) wypełniony dorodnymi, kolorowymi warzywami i owocami. Korzystając z zakupionych na targu produktów (ja najbardziej cieszyłam się z karczochów, a Mój Mąż z ok. 100 gram świeżej papryczki chilli czy pepperoncino oraz posiadanej kuchni przygotowaliśmy wspólnie kilka prostych, klasycznych dań takich jak Spaghetti aglio, olio e peperoncino oraz Spaghetti olio, limone e parmigiano. Mimo banalnego wykonania radość ze wspólnego gotowania była wielka, a efekty niczego sobie. Obydwoma przepisami chętnie się z Wami podzielę… Nabyte karczochy zmotywowały nas natomiast do zmierzenia się z daniem Carciofi alla romana (karczochy po rzymsku), co jednak okazało się już zadaniem nieco bardziej skomplikowanym
Nie żyliśmy jednak samymi makaronami i pizzą Nie zabrakło słodkości, a w szczególności lodów. Napiszę wprost – dołączyłam do osób uzależnionych od lodowej perfekcji serwowanej w La Sorbetteria Castiglione (www.lasorbetteria.it). Jeśli będziecie kiedyś w mieście arkad to wybierzcie się tam koniecznie i spróbujcie smaków takich jak Pistacchio, Cremino Ludovico, Crema Eldorado czy Dolce Emma. To naprawdę były najlepsze lody, jakie jadłam w życiu! Wizyta w tej kawiarni położonej niedaleko parku Giardini Margherita była naszym prawie codziennym rytuałem. Do wspomnianego parku wcale nie chadzaliśmy codziennie, ale jakimś dziwnym trafem do sorbetterii było nam często po drodze
Kończąc temat słodkości wspomnę jeszcze o tradycyjnych, lokalnych ciastkach Raviole Bolognesi (Di San Giuseppe), po skosztowaniu których natychmiast powzięłam plan samodzielnego ich upieczenia przy najbliższej okazji.
Poza byciem na bakier z dietami wszelakimi, sporo włóczyliśmy się po mieście, oczywiście głównie po jego najstarszej i najbardziej klimatycznej części. Niedawno natknęliśmy się na książkę „Bologna Reflections”, która okazała się świetną inspiracją do odkrywania mniej znanych ulic i zakątków “la citta rossa” – czyli czerwonego miasta, jak określana jest Bolonia. Jak zawsze też, dość sympatycznie obserwowało się mieszkańców Italii, ich zachowanie, styl ubierania się czy sposób spędzania czasu wieczorami np. przy aperitivo i kieliszku wina… A wszystko podszyte ulicznym zgiełkiem i lekkim chaosem, objawiającym się np. tym, że kolor świateł ulicznych to tylko taka niezobowiązująca wskazówka jak postąpić, a nie jakiś tam wymóg
Zwieńczeniem tak spędzanych dni było zazwyczaj nasze własne, wieczorne aperitivo, podczas którego delektowaliśmy się przekąskami złożonymi z pysznych pomidorów, serów, mortadeli, prosciutto, grissini, bocconcini al pomodoro i paru innych specjałów. Do tego przetestowaliśmy kilka nowych włoskich win oraz wreszcie spróbowaliśmy popularnego na północy Włoch drinka Spritz, o którym dokładniej opowiem Wam już w najbliższym wpisie.
I na koniec – garść fotograficznych migawek z jesiennej choć słonecznej Bolonii…
Poranne espresso i słodkości
Domowe gotowanie – spaghetti i karczochy
Targ Mercato delle erbe
Jedno z ulicznych bolońskich targowisk
Pomnik Neptuna – jeden z symboli Bolonii
Pasta Fresca Naldi i przepyszne tortelloni
La Sorbetteria Castiglione
Domowe, wieczorne aperitivo
Drink Spritz na bazie Aperolu i Prosecco
November 5, 2013
Przepyszne zdjecia, chcialabym zjesc je wszystkie :)) Na pierwszy ogien poszlyby te karczochy bodajze ziolach, nie moge sie napatrzec
November 5, 2013
Karczochy były z miętą, natką i czosnkiem. Jestem miłośniczką tych warzyw odkąd pierwszy raz ich spróbowałam podczas wizyty w Rzymie. Być może napiszę za jakiś czas coś więcej o tym daniu…
November 6, 2013
Chyba nigdy w życiu nie jadłam karczochów! Nigdy nie miałam pomysłu, co z nimi zrobić. Będę więc czekać na jakiś karczochowy wpis
A tak poza tym, koleżanki rzuciły haslo, żeby wiosną wybrać się na weekend do Bolonii Yay! Chcę! Chcę! Chcę! I zrobię szlak Waszych knajpek!
November 7, 2013
Postaram się jakiś karczochowy wpis umieścić
Plan jest super, jedźcie koniecznie, a po powrocie dawaj znać, jak oceniasz nasz szlak
November 5, 2013
Wpadam w biegu, na chwilę, więc na razie tylko oglądam zdjęcia. Lubię to u Ciebie na blogu: trochę spacerów po ulicach, trochę siedzenia razem z Tobą przy stole.
Kot ma tak smutną “minę”, że bardzo chciałabym go przytulić!
November 5, 2013
Ten kocur siedział przed kwiaciarnią przy jednej z zatłoczonych uliczek Bolonii. Być może dlatego był smutny, bo wolałby ogródek i słońce…
November 5, 2013
Przyjemnie pospacerować razem z Wami. Podobają mi się te wszystkie stragany, ulice. Chętnie bym spróbowała wspomnianych lodów.
November 5, 2013
W takim razie masz już dwa powody, aby wybrać się kiedyś do Bolonii
November 5, 2013
Miło popatrzeć na twoje zdjęcia. Widać z nich, że uwielbiasz Włochy. Mnie one nadal zadziwiają, mimo tylu lat. Bolonie też lubię, mieszkam niedaleko, ale zawsze jakoś mało czasu na częstsze ekspedycje. Polecam zrobienie karczochow, i następnie wypicie Spritzu, aperitivo, które nie ma sobie równych… no może Americano albo Negroski.
Pozdrawiam serdecznie!
Kalejdoskop Renaty
November 6, 2013
Mnie Bolonia ponownie tak bardzo wciągnęła, że jakoś zabrakło mi motywacji do zorganizowania wypadu chociażby do Ferrary, którą mi poprzednio polecałaś – może następnym razem
Nie zobaczyłam niestety mgły, o której mnie uprzedzałaś, ale za to pogoda dopisała w tym roku wyjątkowo i cały tydzień był bardzo ciepły i słoneczny.
Szkoda, że karczochy w Polsce są tak trudno dostępne, bo chętnie przyrządzałabym je częściej. Mam nadzieję, że przynajmniej z upolowaniem Aperolu będzie łatwiej.
Przy okazji organizowania domowego aperitivo chętnie poeksperymentuję z innymi wspomnianymi przez Ciebie drinkami
Pozdrawiam!
November 5, 2013
Czyli wypad nr. 3 najlepszy?
Pyszny post, od czytania zgłodniałam, nie mówiąc o tym jak doszłam do zdjęć. Zaintrygowały mnie najbardziej karczochy, bo chyba nigdy ich nie jadłam, a kuszą w tym sosie
November 6, 2013
Trudno mi ocenić, czy ten wypad był najlepszy, ale być może tak chociażby z uwagi na to, że trwał najdłużej…
Cieszę się, że karczochy Ciebie również najbardziej zaciekawiły
November 6, 2013
Ahhhh podróże kulinarne. Uwielbiam. Przywołałaś wspomnienie wakacji w Italii. Aż się głodna zrobiłam:)
November 6, 2013
Taki był między innymi cel tego wpisu, tak więc cieszę się
November 7, 2013
Niesamowite zdjęcia! Nie mogę przestać ich oglądać. Aż czuć zapach włoskiej kuchni :-)Przyznam,że Bolonia nie była na mojej liście ‘must see’ ale teraz to już nie mam wyjścia Jak tylko nadarzy się okazja to się tam teleportuję!
November 7, 2013
I słusznie A moja lista ‘must see’ też się co jakiś czas zmienia…
November 7, 2013
Pyszna ta twoja Bolonia
Tak się zastanawiam, czy to jest to samo miasto w którym ja byłam… i którego naprawdę nie polubiłam…
November 7, 2013
Chyba to samo, bo zdaje mi się, że już kiedyś o tym wspominałaś
Ja mam podobnie np. z Barceloną, która mnie jakoś zupełnie nie zachwyciła, a jak patrzę na zdjęcia innych osób, to się zastanawiam, dlaczego…
November 10, 2013
…a ja Barcelonę uwielbiam więc każdy widocznie ma swoje ukochane miejsce
November 10, 2013
Lubię odkrywać na nowo miejsca, które dobrze znam. Czasem jest z tego więcej frajdy, niż z poznawania nowych miejsc.
Po raz kolejny pokazujesz, że Bolonia ma niezwykły klimat. I zachciało mi się tortellini
November 12, 2013
Ależ cudne zdjęcia! Musiało Wam być wspaniale w Bolonii
November 13, 2013
Jak zawsze piekne, klimatyczne i apetyczne zdjecia
November 20, 2013
ale fajnie, że odkryliście ‘swoje’ miasto z dala od ‘swojego’ miasta .. przepiękne zdjęcia i pięknie wyglądasz na tle Bolonii :^)
spritz jest świetny na każdą porą a szczególnie w cieplejsze dni .. rewelacja, że znaleźliście mieszkanko z kuchnią .. tak jest dużo bardziej autentycznie
słoneczne pozdrowienia :^)
July 3, 2014
Ale smakowity post!:) W przyszłym tygodniu wybieram się na kilka dni do Bolonii i napewno zajrzę do miejsc, ktore opisałaś (zlwaszcza do lodziarnii!!!;)). Pozdrawiam!