Porto. Przerwa od upałów

Porto

Tegoroczne ferie letnie planowaliśmy początkowo tradycyjnie spędzić gdzieś na Północy Europy – na Islandii, Wyspach Owczych albo po prostu zostać w Norwegii. Kilku pomysłów nie udało nam się niestety wdrożyć w życie, więc ostatecznie postanowiliśmy zaskoczyć samych siebie i wybrać się dla odmiany na Południe – do portugalskiego Porto.

Od pierwszych chwil w Porto nie mogliśmy się powstrzymać od podświadomych porównań do Lizbony, w której spędziliśmy przedłużony, jesienny weekend kilka lat temu…. Pod wieloma względami oba miasta mają oczywiście wiele wspólnego – wąskie, brukowane uliczki, zaniedbane i nierzadko opuszczone kamienice pokryte płytkami azulejos, ogólny nieład, pranie zwisające z okien, bezdomne koty… Być były to tylko pozory, ale w Porto mieliśmy jednak wrażenie nieco większego porządku i bezpieczeństwa, zaś największym zaletą okazało się położenie miasta – nad rzeką Douro, blisko jej ujścia do Oceanu Atlantyckiego.