Norwegia w pigułce. Bergen & Hardangerfjorden

Bergen & Hardangerfjorden

Planując norweską wycieczkę dla naszych gości z Polski stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem. Jako, że z wizytą w Oslo byli już wcześniej, zależało nam tym razem na zaprezentowaniu im czegoś więcej i zapewnieniu odpowiednio dużej porcji wrażeń w ciągu zaledwie dwóch dni.

Rozważaliśmy wiele możliwości zarówno jeśli chodzi o poszczególne miejsca, jak i sposoby dotarcia do nich. Uwielbiane przez nas Bergen stało się jednym z pierwszych, oczywistych wyborów. Początkowy pomysł zakładał przejazd pociągiem na trasie Oslo – Bergen (Bergensbanen) oraz słynną kolejką Flåmsbana, wizytę w miejscowości Flåm nad Aurlandsfjordem i rejs po Nærøyfjorden.
Z uwagi na ograniczenia czasowe zdecydowaliśmy się jednakże na przelot z Oslo do Bergen, przeznaczenie pierwszego dnia na zwiedzanie „Bramy do Fiordów”, a drugiego na całodzienny rejs po fiordzie Hardanger z przystankiem w miejscowości Eidfjord i zwiedzaniem okolic.

Bergen. Jesienne i deszczowe

Migawki z jesiennego Bergen

Tegoroczną rocznicę ślubu postanowiliśmy poświetować w Bergen, na górskim szlaku, czyli tak jak lubimy najbardziej
Do Bergen przybyliśmy nad ranem, gdyż tym razem zamiast przelotu zdecydowaliśmy się na przejazd nocnym pociągiem z Oslo. Po małej rundce po mieście, obraliśmy kurs na górę Fløyen.

Podczas wędrówki dopiero zaczynało świtać, ale widoczne na niebie chmury sugerowały, że podczas szóstej wizyty w Bergen będziemy mieć typowo bergeńską pogodę… Pomimo drobnego zawahania, postanowiliśmy nie rezygnować z dalszego trekkingu naszym ulubionym szlakiem prowadzącym z Fløyen na Ulriken – najwyższe ze wzniesień otaczających miasto. Decyzji oczywiście nie żałowaliśmy, gdyż podczas wędrówki towarzyszyły nam przepiękne, jesienne krajobrazy, rześkie powietrze i totalna pustka – czego chcieć więcej?

Podsumowanie roku 2013

Podsumowanie roku 2013

“Uważaj na nogi, bo nie wiadomo dokąd Cię poniosą…” – J.R.R. Tolkien
Rok 2013 okazał się dla mnie potwierdzeniem tezy, że smakowanie świata (jak każda inna pasja) uzależnia oraz tego, że marzenia warto spełniać spontanicznie jeśli pojawia się ku temu dobra okazja.
Zresztą pod wieloma względami było to wyjątkowe 12 miesięcy, bowiem udało mi się odwiedzieć wiele nowych miejsc i krajów, a łączny czas spędzony w podróży wliczając w to także liczbę samych przelotów był rekordowy i przebił kilka lat poprzednich razem wziętych…

Bergen. Za siedmioma górami…

Bergen

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… ale wcale nie tak dawno temu… było sobie miasto o nazwie Bergen. Słynące z pochmurnej pogody i ulewnych deszczy zazwyczaj ukazywało przed bywalcami swoje ponure oblicze. Ale tym razem było inaczej…
Słynne „miasto deszczu” jakby na przekór wszystkim opowieściom (mawia się, że pada tutaj przez 275 dni w roku) wita nas zalane nie deszczem, a słońcem.

Po wylądowaniu na niewielkim Airport Flesland Lufthavn (zlokalizowanym 19 km na zachód od centrum miasta) pełni obaw dotyczących pogody jedziemy lokalnym „Flybussenem” do centrum Bergen.
Gdy dwa lata temu zawitaliśmy tutaj przejazdem niewiele mieliśmy czasu na zwiedzenie tego miasta – drugiego co do wielkości i uchodzącego za najpiękniejsze w Norwegii. Teraz mamy aż tydzień na poznawanie jego zakątków oraz okolic.

Bergen. Po raz piąty…

Bergen, NorwegiaMinęło zaledwie kilka dni od powrotu z Japonii, a już czekał nas kolejny (chociaż tym razem tylko weekendowy) wyjazd. Uparliśmy się mianowicie, że norweskie miasto Bergen będziemy odwiedzać co roku (mniejsza o uzasadnienie ;), więc postanowienia trzeba było dotrzymać…
W tym roku odwiedziliśmy to miejsce po raz piąty i tradycyjnie większość czasu spędziliśmy na spacerach po kilku ulubionych z siedmiu wzgórz otaczających miasto. Pomimo mało sprzyjającej pogody pokonaliśmy po raz trzeci trasę z Fløyen na najwyższe ze wzniesień o nazwie Ulriken.

Po drodze, na płaskowyżu Vidden, nieźle nas przewiało, ale było pięknie i tradycja została podtrzymana. Zgodnie z powiedzeniem “You haven’t really been in Bergen until you’ve been up Mount Ulriken!” bez zawahania możemy potwierdzić, że w Bergen w tym roku byliśmy.

W przerwach między wędrówkami zjedliśmy kilka ulubionych norweskich przysmakówkanapkę z krewetkami i łososiem, placki rybne (fiskekaker) i oczywiście cynamonową bułeczkę (kanelboller) w ulubionej piekarni Godt Brød. Nie zabrakło też pysznego, owocowego, norweskiego cydru marki Grevens…

Norweska przekąska z Fisketorget w Bergen

Kanapka z łososiem i krewetkamiSkandynawska kuchnia nieodzownie kojarzona jest ze wspaniałymi rybami i owocami morza wyławianymi z głębin morskich. Symbolem kuchni norweskiej jest łosoś, którego w Norwegii serwuje się na wiele sposobów – na surowo, gotowanego, marynowanego, z różnymi dodatkami.

Ponieważ uwielbiam ryby, każda wizyta w Skandynawii, a zwłaszcza Norwegii jest dla mnie świetną okazją (a może bardziej wymówką do spróbowania specjałów będących wizytówką tego regionu.